Spoglądam na ciemne chmury od strony Poznania i już się boję. Jak przyjdzie ulewa, woda znów będzie mi kapać z sufitu na głowę – usłyszeliśmy od najemczyni mieszkania numer 68 w miejskim bloku przy Wojska Polskiego 26 w Inowrocławiu.
Ktoś powie, że przeciekający dach, to nic nadzwyczajnego. Z pewnością tak. Ale budynek ma zaledwie kilka lat.
Warto wiedzieć: Kiedy odpowiesz za zalanie mieszkania sąsiada
Spotkaliśmy się z mieszkańcami bloku. Mieszkanie nr 73. Na ostatnim piętrze. W 2012 roku zalewane było 11 razy, a w tym już cztery razy. – Woda leci, jak pada deszcz i na wiosnę, gdy na dachu topnieje śnieg. Już trzy razy zmienialiśmy zniszczone panele na podłodze - usłyszeliśmy.
Cieknie też w lokalu nr 74. Wprost na kuchenne meble. – Cały czas trzymam tam szmatę, żeby deszczówka miała gdzie wsiąkać – tłumaczy nam mieszkająca tam kobieta.
Najciekawsze jest jednak to, że na głowy kapie także na niższych kondygnacjach. Mieszkanie nr 68 znajduje się dokładnie pod lokalem nr 73. Na suficie jednego z pokojów widać wilgotne wybrzuszenia, a sufit w korytarzu specjaliści przewiercili, żeby woda mogła swobodnie spływać do wiader. - To jeszcze nic. Deszczówka wlatywała nam przez żyrandol. Szybko wyłączaliśmy korki, żeby nie było spięcia - przypomina mieszkanka spod 68.
Mieszkańcy zwrócili się o pomoc do radnego Jacka Olecha. - Poinformowano mnie, że PGKiM, który administruje domem w imieniu miasta, nie może poradzić sobie z przeciekającym dachem. To wstyd - skomentował Olech.
Radny złożył interpelację do prezydenta miasta. Ten odpisał, że wystąpił do dyrektora PGKiM o zajęcie się problemem i wyeliminowanie przyczyn powodujących zniszczenia.
Przyszła też odpowiedź z PGKiM. Miejska spółka przyznaje, że od 2007 roku zgłaszała wykonawcy budynku przecieki dachu. Dokonywała również drobnych napraw. Nie przynosiły jednak rezultatu. Na 2013 rok zaplanowano konkretniejsze roboty w ramach prac konserwacyjnych budynku.
Odpowiedzi nie usatysfakcjonowały radnego. Złożył jeszcze jedną interpelację, zwracając uwagę na niemoc spółki komunalnej i prezydenta.
A oto co Olech napisał: „(...) można wywnioskować, że zarówno administracja Pana Prezydenta oraz PGKiM znała te „spartaczone" wykonawstwo, ale była nieskuteczna wobec wykonawcy. Z moich informacji wynika, że naprawa tego dachu może teraz kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Panie Prezydencie, dach trzeba naprawić. To oczywiste. Ale proszę, aby Pan Prezydent rozważył - czy stać nasze miasto na taką rozrzutność wobec wykonawcy. Trzeba postawić publicznie pytanie: dlaczego w okresie gwarancyjnym nie podjęto skutecznych działań prawnych wobec wykonawcy i kto jest za to odpowiedzialny".
