Prezes Jakub Chmurzyński codziennie przyjmuje kilkunastu spółdzielców, którzy nie mogą się pogodzić z wyższymi rozliczeniami za ciepło. Bywa, że do gabinetu wchodzi naraz pięciu spółdzielców.
Spółdzielcy, którzy w trosce o domowe budżety przykręcają kurki na kaloryferach, są w szoku. Okazało się, że przy rozliczaniu poprzedniego sezonu grzewczego doliczono im dodatkowe tzw. jednostki.
Wszystko dzieje się na mocy nowego regulaminu, który według założeń miał być bardziej sprawiedliwy. Zgodnie z przyjętymi zasadami, płaci się nie tylko za pobraną energię z grzejników, ale i na przykład za ciepło, które niejako w prezencie dostajemy od sąsiada zza ściany. - Te tłumaczenia są karkołomne - mówi Czytelnik. - Wychodzi na to, że karze się tych spółdzielców, którzy starają się oszczędnie gospodarzyć ciepłem. Premiowani są natomiast ci, którzy nie przykładają do tego większej wagi. Nie mogę się z tym pogodzić. To nie jest sprawiedliwe.
Naszemu rozmówcy corocznie przysługiwały zwroty. Zastrzega, że nie zakręcał grzejników, a temperaturę w mieszkaniu miał w granicach 19-20. - Zużywałem dwie jednostki, a teraz po tzw. redukcji doliczono mi dodatkowe, do pięciu - mówi.
Prezes Jakub Chmurzyński przyznaje, że spółdzielcy mają pretensje, a przed jego gabinetem są kolejki. - Zapraszam nieraz pięciu - mówi. - Konfiguracje są ciekawe. Bo są tacy, którzy, ogrzewając swoje mieszkania, zachowywali się diametralnie odmienne. Wyjaśniam, że nie może być tak, że jedni korzystają z ciepła sąsiada, prawie nie płacąc.
Chmurzyński podaje przykład bloku przy ul. Ceynowy 7, gdzie na 75 mieszkań 32 miało poniżej dwóch jednostek, co uważa za prawie jednoznaczne z wyłączaniem grzejników.
