Czytelnicy, członkowie Kujawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, wyrażają swoje niezadowolenie i obawy związane z montażem nowych podzielników ciepła ze zdalnym odczytem radiowym.
Skąd te zmiany? Prezes KSM Jan Gapski tłumaczy, że kończy się właśnie czas żywotności baterii w dotychczas używanych podzielnikach elektronicznych. Przekonuje, że wymiana baterii byłaby droższa niż zakup nowego urządzenia. Dlatego też spółdzielnia zdecydowała się na wprowadzenie zmian. Chodzi o podzielniki ze zdalnym odczytem radiowym.
- Podzielnik radiowy praktycznie niczym się nie różni od dotychczasowego. On również ma wyświetlacz cyfrowy. Można więc kontrolować zużycie ciepła. Różnica polega na tym, że pracownik nie musi już wchodzić do mieszkania, by go odczytać. Będzie mógł to zrobić z klatki schodowej lub nawet sprzed budynku - tłumaczy.
Podzielniki odczytywane są po zakończeniu okresu grzewczego. Dotąd o terminach tych odczytów spółdzielcy byli informowani w ogłoszeniach wywieszanych na klatkach schodowych. - Dla wielu osób kilkuminutowa obecność pracownika w mieszkaniu nie stanowi problemu. Jest jednak bardzo wiele osób, które takich wizyt sobie nie życzą - przekonuje Jan Gapski. Bywa również, że nikogo nie ma w domu z powodu pracy, choroby lub wyjazdu. Wtedy wyznaczany jest nowy termin. Jeśli pracownik odbije się od drzwi po raz drugi, wówczas spółdzielca musi zapłacić karę - najwyższe zużycie ciepła w budynku mnoży się razy trzy. - Nowe podzielniki mają nam ułatwić sczytywanie wskazań bez konieczności wchodzenia do mieszkań - tłumaczy prezes. Zaznacza, że koszt zakupu i obsługi podzielników radiowych jest nieznacznie wyższy od podzielników odczytywanych dotychczasową metodą.
Zarząd KSM chciał poznać zdanie spółdzielców na ten temat. Dostarczył im do wypełnienia ankiety. O wyborze rodzaju podzielnika zdecydować ma większość. - Forma ankiety jest najbardziej demokratyczną formą podejmowania decyzji - przekonuje prezes. Niektórzy spółdzielcy zauważyli na formularzu jedno istotne zdanie: „Jeśli oświadczenie nie dotrze do administracji w wyznaczonym terminie, uznamy to za zgodę na zainstalowanie podzielników radiowych". - To raczej mało demokratyczne rozwiązanie - przekonują.
Prezes Gapski jest innego zdania. - Takie rozwiązania są zgodne z kodeksem cywilnym. To jest tak zwana „dorozumiana zgoda". Każdy musiał pokwitować, że ankietę odebrał. Miał trzy tygodnie na to, żeby się zastanowić, wybrać jedną z opcji i podrzucić do spółdzielni - tłumaczy prezes. Zaznacza, że takiej ankiety nie musiał w ogóle przeprowadzać.
