Oto zasadnicze propozycje, które mają zaradzić kłopotom osób spłacających kredyty mieszkaniowe we frankach:
- Nie zmieniamy ani waluty, ani kwoty kapitału (obecnie naliczonego przez bank).
- Ustalamy dla wszystkich umów kredytowych zerową stopę oprocentowania: kredytobiorca ma do spłaty tylko kapitał, każda wpłata (nawet niewielka) powoduje zmniejszenie kwoty kapitału. Mając na względzie, że obecnie LIBOR jest ujemny, to nie jest to wielka strata dla banków.
- Zmieniamy natomiast wysokość raty. Cofamy się do dnia uruchomienia kredytu i sprawdzamy, w jakiej wysokości w złotych polskich, klient wówczas spłacał swoje zobowiązanie. Gdyby w harmonogramie było 500 franków, a kurs spłaty pierwszej raty wynosił 2 zł – za ratę przyjmujemy 1000 zł, a nie 500 franków.
- Regulator – Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) – ocenił, że kurs szwajcarskiej waluty może wzrosnąć o maks. 20 proc. Wynika to wprost z Rekomendacji S z 1 lipca 2006 roku. O tym ryzyku klient został poinformowany, takie też założenia były przyjęte przy badaniu zdolności kredytowej klientów, którzy ubiegali się o kredyt we frankach. Trzymając się tych założeń - opracowanych przez profesjonalistów – ustalamy bieżące raty frankowiczów w kwocie 120 proc. w stosunku do raty pierwszej (mam na myśli pełną ratę, jeśli kredyt był uruchamiany transzami – a nie ratę po uruchomieniu pierwszej transzy). Klient spłaca ratę w złotych w kwocie 1200 zł i czeka na rozwiązanie systemowe, które musi zostać wypracowane przez komisję ekspertów do końca 2015 roku. Rata 1200 zł przeliczana jest po bieżącym kursie franka z dnia spłaty, każda wpłata zmniejsza bieżące zadłużenie klienta, wyrażone we franku.
– Skoro regulator założył maksymalny wzrost kursu o 20 proc., (chodzi o kurs uruchomienia kredytu lub jego pierwszej transzy), takie też ryzyko powinien wziąć na siebie kredytobiorca – ryzyko to zostało jasno określone w stosownych opracowaniach. Powyżej tego kursu odpowiedzialność za wzrost kursu powinna być bezsprzecznie poniesiona przez banki.
A jeśli bankowcy będą oponować i strasznie płakać? Można im odpowiedzieć tak: Trzeba było się ubezpieczyć! – mówi Krzysztof Oppenheim.
– Stworzenie takiego ubezpieczenia nie było trudne, przy tak masowej sprzedaży kredytów we franku oraz ówczesnym poczuciem stabilnej złotówki, ofert ubezpieczycieli na takie polisy było by wtedy sporo. Oczywiście - koszt ubezpieczenia leżałby i tak po stronie klienta. Ale takiej oferty banki nie przygotowały – twierdzi autor projektu.
Idąc tym tropem – kredyt uruchomiony w czerwcu 2008 roku po kursie franka równym 2 zł powinien być przewalutowany po kursie 2,40 zł. Ale nie może być to zrobione w sposób nieprzemyślany, bez szczegółowych analiz finansowo-księgowych danego banku i wpływu takiego rozwiązania na cały sektor finansowy.
Zdaniem Oppenheima banki w razie problemów finansowych bank powinien zostać sprzedany lub przejęty przez inną instytucję finansową.
Dowiedz się:Co z kredytem hipotecznym zaciągniętym w czasie małżeństwa, gdy się rozwodzimy
