Program Moja Woda, pozwalający uzyskać dopłatę do budowy zbiornika na wodę deszczową lub oczka wodnego, wzbudził zainteresowanie Polaków. Według Ministerstwa Klimatu w pierwszym miesiącu działania programu – lipcu 2020 r. – złożono 14 tys. wniosków o dofinansowanie. Zdaniem eksperta Instytutu na rzecz Ekorozwoju rządowy program to jednak zaledwie kropla w morzu potrzeb – Polska wciąż boryka się z suszą.
Moja Woda. Polacy ruszyli po 5 tys. zł na oczka wodne i zbiorniki
Program Moja Woda wystartował 1 lipca 2020 r. Składając wniosek, można jednorazowo uzyskać do 5 tys. zł na zakup, montaż, budowę i uruchomienie instalacji do gromadzenia oraz dalszego wykorzystywania deszczówki. Dopłata może pokryć do 80 proc. kosztów inwestycji i obejmuje m.in. zbiorniki na wodę deszczową, oczka wodne i instalacje rozsączające.
Trzeba jednak pamiętać, że budowa zbiornika wymaga pozwolenia na budowę, co oznacza dodatkowe formalności i spore wydatki. W praktyce może się zatem okazać, że dopłata pokryje mniej niż zapowiadane 80 proc. kosztów, ponieważ jej wysokość nie może przekroczyć progu 5 tys. zł.
Zobacz: Czy skorzystanie z programu Moja Woda utrudni sprzedaż domu?
Jak informuje Ministerstwo Klimatu, już 14 tys. osób postanowiło skorzystać z tej opcji. Łączna kwota, o jaką wnioskowano, to ponad 60 mln zł. Najwięcej chętnych na dopłaty z Mojej Wody było w województwach:
- śląskim – 2056,
- małopolskim – 1623,
- mazowieckim – 1369,
- wielkopolskim – 1272.
Zdaniem rządu jest to mocny start programu, który ma za zadanie zwiększyć retencję wód opadowych w Polsce. Pozostaje jednak pytanie, czy i jak Moja Woda wpisuje się w szerzej zakrojony program przeciwdziałania zmianom klimatycznym, których skutkiem jest m.in. susza.
Ekspert: Moja Woda to za mało, rząd działa niekonsekwentnie
W rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes wątpliwości dotyczące walki z suszą w kraju wyraził dr Andrzej Kassenberg, ekspert Koalicji Klimatycznej i Instytutu na rzecz Ekorozwoju. Zdaniem eksperta program Moja Woda rzeczywiście będzie korzystny dla środowiska, jednak w ograniczonej skali.
– Możemy tworzyć różnego rodzaju przydomowe zbiorniki, bo to daje pewne korzyści, spowalnia spływ wody, którą można wykorzystywać. Jest to jednak rozwiązanie drobne, indywidualne i nie rozwiązuje problemu systemowego, czyli jak gospodarować wodą w przyrodzie, żeby nie było okresów aż tak głębokiej suszy – zauważa dr Kassenberg.
Ekspert zwraca uwagę, że mimo deszczowego maja i czerwca 2020 r. Polska wciąż zmaga się dziś z suszą – tzw. suszą hydrologiczną. Według Wód Polskich 15 proc. wodowskazów sygnalizuje zbyt niskie stany wód w zbiornikach, a gleba jest przesuszona. Spowodowała to głównie bezśnieżna zima, po której nie było roztopów, a także bezdeszczowa i chłodna wczesna wiosna.
Sprawdź: Ile czasu trwa budowa domu i ile kosztuje?
Zdaniem dra Kassenberga działania podejmowane w tej sprawie przez rząd są niekonsekwentne. Z jednej strony uruchamia się programy takie jak Moja Woda, z drugiej planuje się np. udrożnienie Wisły i Odry, by stały się bardziej żeglowne, co będzie powodować szybszą ucieczkę wody ze środowiska. Brakuje odgórnego, spójnego planu walki z postępującymi zmianami klimatycznymi, a polska energetyka wciąż opiera się na węglu, którego spalanie przyczynia się do globalnego ocieplenia.
– Należy się także zastanowić, jak do tego podejść z punktu widzenia rolnictwa, jak powinny zmieniać się uprawy, w jaki sposób prowadzić orkę czy w ogóle robić bezorkowo, czyli nie odsłaniać gleby, bo wtedy ona szybciej paruje – dodaje dr Kassenberg. – Jest tu wiele rozwiązań i samo hasło polityczne „oczko wodne", mimo swojego przyjaznego charakteru, jest tylko drobinką w rozwiązywaniu tego problemu.
Przeczytaj: Podatek od nieruchomości wzrośnie w 2021 r. O ile?
