Wybierali się na zakupy, gdy córka pani Joanny i Łukasza straciła przytomność. Jej mama też się źle poczuła. Tata podobnie. Młode małżeństwo z dzieckiem mieszka w bloku przy ul. Powstańców Wielkopolskich. Gdy się podtruli, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pogotowie. Badania. Szpital. - Mała na sześć dni trafiła na oddział - opowiada pani Joanna. - Okazało się, że podtruła się czadem.
Rada kominiarza: proszę otwierać okno
Rodzice dziewczynki powiadomili spółdzielnię. - Przyszedł kominiarz, który pracuje na zlecenie spółdzielni - kontynuuje pani Joanna. - Stwierdził, że wszystko w porządku. Poradził tylko, żebyśmy otwierali okna, gdy się kąpiemy. Zimą okna otwierać, gdy kąpię dziecko? - pyta oburzona.
Przeczytaj: Jak uniknąć zatrucia tlenkiem węgla
Małżonkowie wezwali innego kominiarza. Takiego, który nie pracuje dla spółdzielni. Uznał, że wentylacja jest wadliwa. Teraz junkers nie działa. - Został wyłączony. Przed kąpielą muszę gotować wodę w garnkach - zaznacza pani Asia. - Spółdzielnia powinna nam kupić nowe piecyki gazowe.
Władze Spółdzielni Mieszkaniowej Zjednoczeni do inwestycji za własne pieniądze jednak się nie poczuwają. - Mamy wszystkie aktualne przeglądy instalacji. Na nasze zlecenie pracuje teraz projektant, który zaproponuje nowe rozwiązanie - tłumaczy Jarosław Skopek, prezes spółdzielni. - Nie kupimy natomiast lokatorom nowych piecyków. Powinni za nie zapłacić mieszkańcy. Tak stanowi regulamin - twierdzi.
Prokuratura wie o sprawie
Pani Joanny argumentacja nie przekonuje: - Złożyłam pismo w prokuraturze o możliwości popełnienia przestępstwa przez spółdzielnię.
Zobacz też: Zatrucie czadem. Nie daj się zabić
Chodzi nie tylko o bezpieczeństwo jej rodziny. - O wszystkich lokatorów bloku. Ostatnio sąsiadka z siódmego piętra wylądowała w szpitalu. Oby nikt więcej - kończy młoda kobieta.
