– Nie sądziłam, że w demokracji wszystko wszystkim spadnie z nieba. Myślałam jednak, że zasłużę choć na odrobinę ciepłego mieszkania. I tylko tyle. Resztę to ja sobie zapewnię sama – wyznaje pani Maria.
Jest emerytką. Dorabia sobie jako sprzątaczka. Robi to legalnie. Założyła nawet jednoosobową działalność gospodarczą. Miesięcznie dostaje 800 złotych na rękę. Z emeryturą daje jej to łącznie około 2 tys. zł. Za te pieniądze musi utrzymać siebie i dorosłą córkę, która choć się stara, pracy znaleźć nie może.
Zima w domu
Na termometrze w niewielkim mieszkanku pani Marii jest całe 10°C. Wyjątkowo ciepło, jak na tę zimę. Bywało, że wskazywał zaledwie kilka kresek powyżej zera.
– Narzucam na siebie kołdrę, kożuch i koc, bo inaczej człowiek z zimna nie uśnie – wyznaje pani Maria. Woda w kranie zamarznięta. W łazience prysznic raz przymarzł do wanny. Dogrzewanie domu grzejnikiem elektrycznym jest niestety bardzo kosztowne, a na piec węglowy nie ma miejsca.
Od 5 już lat pani Maria ma nadzieję, że w władze miasta zlitują się nad nią i dadzą jej mieszkanie. Jej wnioski o mieszkanie są jednak odrzucane ze względu na zbyt wysokie dochody.
– Co mam robić z tymi dochodami: ukrywać je? – pyta rozżalona. – Znam kobietę, której oficjalne dochody są niewielkie. Ma jednak zamożnego konkubenta. Mieszkanie jednak dostała. Wielu osób pracuje na czarno, a tego nie wykazuje. Uczciwością do niczego się dzisiaj nie dojdzie. Takie czasy – opowiada.
Ratusz podchodzi do prawy na chłodno, bez emocji
Radna Grażyna Dziubich już drugą kadencję przewodniczy komisji mieszkaniowej, która opiniuje wnioski osób starających się o mieszkanie od miasta. Przyznaje, że ludzie przychodzą do niej i żalą się na swój los. Mówią o tych, co ukrywają dochody, pracują na czarno, są utrzymywani przez konkubentów, a mieszkania dostają.
– Nie jesteśmy w stanie tych ludzi wyłapać. Nie możemy za kimś chodzić i sprawdzać, czy rzeczywiście pracują na czarno. Mamy ściśle określone kryteria dochodowe i musimy się ich trzymać. Bywa, że ludzie przekraczają je zaledwie o 100 złotych. Nie możemy jednak z tych powodów potraktować ich ulgowo – opowiada.
Przyznaje, że praca w komisji, którą kieruje, do łatwych nie należy. Czasami musi się od ludzi nasłuchać wiele przykrych słów. Jej zdaniem trzeba to wszystko brać na chłodno, bez emocji. W przeciwnym razie człowiek szybko by się wypalił.
Pani Maria napisała raz list do urzędu. Przypominała w nim piękne – jej zdaniem – czasy PRL-u. Otrzymała odpowiedź. Wyczytała w niej, że jej ocena minionych czasów pozostanie bez komentarza.
– Ale wtedy naprawdę było lepiej. Żyło się bezpieczniej, spokojniej, pewniej. Nikt mi nie zabraniał chodzić do kościoła. A i zimą nie musiałam spać w kożuchu – wspomina.
