Mieszkają w gnijących mieszkaniach, boją się chorób

Małgorzata Płaza
Blok przy ulicy TrześniowskiejLokatorzy bloków przy ulicy Trześniowskiej skarżą się, że panuje w nich wilgoć.
Blok przy ulicy TrześniowskiejLokatorzy bloków przy ulicy Trześniowskiej skarżą się, że panuje w nich wilgoć. Małgorzata Płaza
Problem goni tu problem. – Tu nie da się żyć. Ściany są zawilgocone i zagrzybione. Skutki życia w takich warunkach już odczuwamy, zaczynają pojawiać się choroby – mówią lokatorzy bloków przy ulicy Trześniowskiej w Sandomierzu.

Zdaniem władz miasta że lokatorzy sami są sobie winni, ponieważ nie ogrzewają i nie wietrzą mieszkań.

O blokach przy ulicy Trześniowskiej pisaliśmy rok temu. Lokatorzy znowu poprosili nas o pomoc, ponieważ – jak twierdzą – problem nie został rozwiązany, a oni sami zaczynają odczuwać skutki fatalnych warunków.

Warto wiedzieć: Przyczyny i zagrożenia pojawienia się grzyba na ścianie

– Zaczynają pojawiać się choroby – dróg oddechowych, skóry. Tutaj mieszkają również dzieci. Boimy się o ich zdrowie – mówi jedna z mieszkanek.

Miało być tanio...

Budynki przy ulicy Trześniowskiej to bloki socjalne. Wiele mieszkających tam rodzin utrzymuje się wyłącznie z zasiłków – rodzinnych, dla bezrobotnych czy z rent. Są matki samotnie wychowujące dzieci, osoby chore, starsze.

Miasto, oddając bloki – pierwszy w 2011, drugi w 2012 roku – chwaliło się niskimi kosztami inwestycji – metr kwadratowy kosztował niecałe 1400 złotych. Koszty utrzymania mieszkań, zgodnie z zapewnieniami włodarzy, również miały być niewielkie – czynsz to zaledwie połowa stawki obowiązującej w lokalach komunalnych.

– Cóż z tego, skoro rachunki za prąd są kolosalne? Wszystko jest tu na prąd: piecyki do ogrzewania mieszkań i ciepłej wody, kuchenki do gotowania – mówią zdesperowani mieszkańcy.
Nasi rozmówcy chcą pozostać anonimowi. Tłumaczą, że obawiają się konsekwencji – przeniesienia do kontenerów mieszkalnych, które magistrat zamierza kupić w najbliższych miesiącach.

Pani mieszkająca na Trześniowskiej od ponad dwóch lat. Za prąd, jak mówi, zapłaciła już w sumie prawie 10 tysięcy złotych. Miesięczne koszty ogrzewania to 300–400 złotych, przy niewiele wyższych dochodach.
Wiele osób nie jest w stanie regulować takich rachunków, dlatego co pewien czas mają odłączany prąd. Jedna z lokatorek mieszka bez prądu od dwóch lat.

– Oszczędza się na wszystkim. Staje się na głowie, aby opłacić rachunki – mówi pani kobieta.
– Nie możemy zrozumieć, dlaczego miasto zdecydowało się na piecyki elektryczne. To najdroższe rozwiązanie. Mieszkania socjalne nie są przecież budowane dla bogaczy. Tu nie ma bogatych – podkreślają lokatorzy.

Wilgoć i grzyb w mieszkaniach

Skutki niedogrzania czuć, gdy tylko wejdzie się do budynków. W powietrzu unosi się zapach wilgoci, stęchlizny, być może zagrzybienia. W niektórych mieszkaniach na ścianach są czarne plamy, szczególnie widoczne przy oknach, suficie i na styku ścian.

Zdaniem lokatorów, wilgoć to nie tylko efekt oszczędzania na ogrzewaniu. – Nasz blok był dwukrotnie zalany w czasie po-wodzi. Nie osuszono go tak jak należy. Szybko wykończono, ocieplono i zasiedlono. Wilgoć teraz wychodzi – tłumaczy mieszkająca w budynku kobieta.
Lokatorka mówi, że jej córka ma astmę, nie powinna mieszkać w takich warunkach. Druga rozmówczyni cierpi na zapalenie skóry, lekarka miała stwierdzić, że jest ono efektem przebywania w zawilgoconych pomieszczeniach.

Mieszkańcy interweniowali najpierw w magistracie, a potem w Inspektoracie Nadzoru Budowlanego, Państwowej Inspekcji Sanitarnej oraz u Rzecznika Praw Obywatelskich. W pismach prosili o sprawdzenie stanu budynków, czy nadają się one do zamieszkania.

Pracownicy sandomierskiego sanepidu dokonali oględzin w pierwszych tygodniach ubiegłego roku. Przyznali, że w skontrolowanych mieszkaniach „stwierdzono wyczuwalną wilgoć, powierzchniową korozję biologiczną ścian i sufitów w postaci przyczerniałych nalotów".

Dodali, że w dniu kontroli – mimo ujemnej temperatury na zewnątrz – piecyki były wyłączone, mieszkania nie były ogrzewane. Sanepid przypomniał także, że nie zgłosił sprzeciwu w sprawie dopuszczenia budynków przy Trześniowskiej do użytkowania, gdyż „zostały one wykonane zgodnie z zaleceniami projektu oraz wymaganiami higienicznymi i zdrowotnymi".

Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego stwierdził z kolei, że obowiązek usunięcia pojawiającej się wilgoci, pleśni oraz grzybów na ścianach ciąży na użytkownikach, z tego względu, że problemy są efektem niedogrzania.

„W kwestii pojawiającej się wilgoci oraz grzybów na ścianach niedogrzanych mieszkań inspektorat nie znajduje obecnie podstaw prawnych do podejmowania dalszych działań administracyjnych"  – czytamy w odpowiedzi inspektoratu.

Wiceburmistrz Sandomierza Marek Bronkowski powołał komisję, złożoną między innymi z przedstawicieli urzędu, komisji mieszkaniowej Rady Miasta oraz wykonawcy inwestycji. Komisja sprawdziła bloki w marcu ubiegłego roku. W opinii lokatorów, efektów pracy komisji nie było.

Miasto jeszcze raz sprawdzi

– Co to za komisja, skoro byli w niej ci, którzy wcześniej dopuścili budynek do użytkowania? Mało kto jest w stanie przyznać się do błędu, do niewłaściwych decyzji – komentuje pani mieszkająca w budynku.
Mieszkańcy nie dają za wygraną. Chcą, aby budynki zostały dokładnie sprawdzone, by fachowa komisja zbadała, czy panujące tam warunki nie zagrażają zdrowiu lokatorów. Uważają, że bloki powinny być na nowo ocieplone.

Przeczytaj również: Jak pozbyć się wilgoci z mieszkania

– Na wysokość rachunków za prąd nie mamy wpływu. Nie ma szans, by były niższe. Ale budynek można przecież osuszyć, można zlikwidować zagrzybienie – podkreśla nasza rozmówczyni.

Zastępca burmistrza powołuje się na wyniki przeprowadzonego w maju ubiegłego roku przeglądu gwarancyjnego budynków. Były uwagi, również te dotyczące zawilgocenia ścian i sufitów w niektórych mieszkaniach. Wszystkie zalecenia zostały wykonane. Wiceburmistrz potwierdza, że starszy blok był zalany, ale – jak zaznacza – w sposób prawidłowy został osuszony, a potem dopuszczony do eksploatacji przez nadzór budowlany i sanepid. Nie ma podstaw do twierdzenia, że wilgoć to skutek zalania budynku. W opinii Marka Bronkowskiego, ponowne ocieplenie nie ma sensu.

Wiceburmistrz zapewnia, że administrator w najbliższym czasie raz jeszcze sprawdzi stan bloków. – Jeśli informacje mieszkańców na temat zagrzybienia się potwierdzą, oczywiście podejmiemy działania – odgrzybimy ściany. Nie możemy narażać zdrowia lokatorów – mówi Marek Bronkowski. – W mieszkaniach trzeba jednak grzać. To najważniejsza sprawa. Jeśli lokatorzy nie będą tego robić, jeżeli nie będzie wentylacji, żadne osuszanie czy odgrzybianie, na dłuższą metę nie przyniesie efektów. Problem będzie wracał.

Marek Bronkowski, odnosząc się do uwag o wysokich rachunkach za prąd, zaznacza, że gdyby wszyscy grzali w mieszkaniach, w bloku byłoby cieplej, a koszty by spadły.
– Systemu ogrzewania nie da się zmienić, budynki zostały zaprojektowane na piecyki elektryczne. Gazowe wymagają innej wentylacji. W grę wchodzi ewentualnie tylko szukanie grzejników bardziej wydajnych, ale to leży już po stronie samych lokatorów – dodaje zastępca burmistrza.

Marek Bronkowski wspomniał o możliwościach szukania wsparcia w Ośrodku Pomocy Społecznej, między innymi o dodatkach mieszkaniowych. Warunkiem skorzystania z takiej formy pomocy jest jednak brak zaległości w opłatach za czynsz. Na bieżąco rachunki opłaca tylko jedna trzecia mieszkańców z ulicy Trześniowskiej.

Radzimy: Jak pozbyć się grzyba i pleśni ze ścian

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Czy warto kupować dzisiaj mieszkanie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na regiodom.pl RegioDom