Zakładając optymistycznie, że gmina będzie oddawała do użytku 50 mieszkań rocznie, ostatnie osoby z listy znajdujące się teraz na liście dostaną klucze po 22 latach. - Mówienie tym ludziom, że doczekają się przydziału, byłoby oszustwem - przyznaje prezydent Kędzierzyna-Koźla Tomasz Wantuła.
Miasta nie stać jednak na budowę bloków komunalnych. Postawienie jednego budynku z 50 mieszkaniami to koszt około 10 milionów złotych.
Samorząd postanowił inaczej rozwiązać problem.
- Lista oczekujących nie była nigdy weryfikowana. Gdy to zrobimy, może się okazać, że jest dużo mniejsza i na mieszkanie nie trzeba będzie czekać ponad 20 lat - podkreśla prezydent.
Urzędnicy wzięli pod lupę wszystkie 1500 nazwisk i sprawdzają w pierwszej kolejności, czy zapisane w kolejce osoby jeszcze żyją albo czy nie wyjechały z Kędzierzyna-Koźla.
Prawo do pozostania w kolejce tracą też ci, którzy nabyli sobie mieszkania na wolnym rynku albo którym bardzo poprawiły się dochody. Z listy można też zostać wykreślonym, jeśli nie odbiera się korespondencji z urzędu miasta, co może oznaczać, że zapisana do kolejki osoba pracuje za granicą albo po prostu nie jest już zainteresowana lokalem od miasta.
Blisko osiemset osób nie odebrało pism z urzędu albo nie złożyło ponownych wniosków, co oznacza, że zostaną skreśleni. To oznacza, że nowa lista zamiast 1500 będzie teraz liczyła co najwyżej 700 osób.
Mieszkańcy, którym zależy na gminnym mieszkaniu, a od lat stoją w kolejce, przyznają, że weryfikacja to świetny pomysł.
- Są tacy, którzy składają papiery na mieszkanie w myśl zasady "jak dają, to też się upomnę". I nie zważają na to, że blokują innym miejsce - mówi Jerzy Domaradzki, który z rodziną czeka na mieszkanie od paru lat.
Gminy nie stać na budowę nowych bloków pod typowy wynajem. Ale mimo to jej władze myślą o oddawaniu do użytku mieszkań w leasing.
