Pierwszy sondaż przeprowadzony w połowie października 2014 roku wskazywał na przewagę zwolenników „złotej inicjatywy", za którą chciało głosować 45%, przeciw było 39%. Tymczasm ostatnie badania opinii publicznej pokazały odwrócenie tych tendencji. Według sondażu instytutu GFS – 36 proc. ankietowanych zamierza głosować przeciw „złotej inicjatywie", a 11 proc. jest „raczej przeciw". Zdecydowanie za jest teraz tylko 27 proc. respondentów, a 11 proc. „raczej za". W sumie dawałoby to wynik 47 proc. za, a 38 proc. przeciwko.
Przeczytaj również: Osoby spłacające kredyty we frankach buntują się
– Za zwiększeniem rezerw złota chcą głosować przede wszystkim osoby o niskich dochodach, które liczą na zwiększenie własnej siły nabywczej w związku z oczekiwanym umocnieniem franka szwajcarskiego. Przeciw są ludzie bogaci, wielki biznes, rząd federalny oraz władze kantonów. Ci pierwsi obawiają się, że faktyczne powiązanie franka ze złotem spowoduje spadek cen akcji oraz obniży konkurencyjność szwajcarskiego eksportu – komentuje Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl.
O sytuacji osób spłacających kredyt we frankach
Gdyby jednak większość Szwajcarów i większość kantonów poparły „złotą inicjatywę", należałoby rozdzielić skutki długofalowe oraz krótkoterminową reakcję rynków. Wynik referendum byłby wiążący dla władz Szwajcarii, jednak jego dostosowanie do obowiązującego prawa zajęłoby zapewne kilka miesięcy lub nawet kwartałów.
Po drugie, SNB miałby 5 lat na zwiększenie rezerw złota do 20%. Oznacza to, że musiałby kupować ok. 300 ton złota rocznie, co raczej nie jest wielkością mogącą samodzielnie odwrócić spadkowy trend cen kruszcu.
– Znacznie bardziej skomplikowana byłaby sprawa z frankiem. Nie bez powodu SNB broni kursu franka 1,20 w stosunku do euro. Teoretycznie waluta w jakiejś części oparta o złoto powinna w dłuższej perspektywie zyskiwać. To utrudniłoby utrzymanie korzystnych dla Szwajcarii relacji gospodarczych z innymi krajami. Dla helweckich eksporterów oznaczałoby to katastrofę. A dla polskich kredytobiorców we franku jeszcze większy dramat, bo raty mogłyby wzrosnąć nawet o 20% – przekonuje Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl.
