– Słyszałem, jak pani Jadwiga wzywa pomocy. Nie udało mi się wyważyć drzwi do jej mieszkania – pan Maciej wspomina pożar sprzed dwóch tygodni. 61-latka spłonęła.
Zobacz również: Od miesiąca mieszka w chlewiku, bez prądu i wody
W oficynie kamienicy przy Sienkiewicza są cztery mieszkania – dwa po kapitalnym remoncie. Budynek jest zadbany, tak samo ogród z oczkiem wodnym.
Kredyt na remont mieszkania w kamienicy
– Mieszkanie kupiłem w czerwcu. Dałem 85 tysięcy złotych. Dwa tygodnie przed pożarem zakończyłem generalny remont w kawalerce – opowiada pan Maciej.
Ogień wybuchł u sąsiadki, ale spowodował poważne zniszczenia w całej oficynie. Pan Maciej meble i sprzęty, które ocalały, wywiózł do pomieszczenia firmy na Glinkach, w której pracuje. Sąsiadka, pani Krystyna, z mężem trzy lata temu zaciągnęli 50 tysięcy kredytu na kapitalny remont. Meble jak z katalogu, markowe sprzęty AGD. Wszystko spłonęło. – Nie mamy gdzie ich składować, więc stoją tutaj – wzdycha pani Krystyna.
A lokatorzy nie mają gdzie się podziać. To były mieszkania własnościowe. – Tylko nasz sąsiad mieszkał tu z przydziału. Zajmował czwarty lokal – mówią pogorzelcy. I dalej: – Jemu gmina zapewniła mieszkanie w pomieszczeniach tymczasowych na ulicy Zygmunta Augusta. A nam już nie.
Lokale z osobna i cały budynek były ubezpieczone
– Czekamy na ekspertyzę, na którą wydaliśmy 3500 złotych. Dopóki jej nie dostaniemy, firma ubezpieczeniowa nie wypłaci nam odszkodowań, pewnie poczekamy do wiosny – tłumaczy pani Krystyna.
Małżonkowie nie mogą iść do rodziny, bo brakuje miejsca. Do końca października przebywają u znajomego. On w listopadzie wraca z zagranicy, więc muszą opuścić jego lokum.
Nie do wiary: Mieszkanie bez szyb w oknach, prądu i wody
Pan Maciej jest samotny. Na razie mieszka kątem u kolegi, ale od listopada kolega wynajmie kawalerkę innym ludziom, więc pan Maciej powoli się pakuje. – Staraliśmy się o mieszkanie z miasta. Na parę miesięcy, aż dostaniemy odszkodowania i będziemy mogli wyremontować mieszkania na Sienkiewicza albo kupić inne. Zamiast tego, pracownicy socjalni dali nam... śpiwory i koce – dodaje pan Maciej.
Pani Krystyna: – Miasto zaproponowało nam pokoje w byłej noclegowni przy Zygmunta Augusta. Odmówiliśmy. Chcemy żyć w normalnych warunkach, a nie koczować. Gdyby nie pomoc koleżanek i kolegów z pracy z III Urzędu Skarbowego, dawno bym się załamała.
Zbigniew Skrycki, kierownik Bydgoskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego, wyjaśnia: – Nie ma podstaw prawnych, żeby miasto musiało zapewnić tym ludziom mieszkania z zasobów gminy, ponieważ mieli oni lokale własnościowe.
Muszą sobie coś wynająć
Pogorzelcy napisali do Administracji Domów Miejskich. – Czekamy na ekspertyzę rzeczoznawcy, w oparciu o którą zostanie wydana decyzja Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego co do losów budynku - odpowiada Magdalena Marszałek, rzeczniczka ADM. – Jeżeli lokatorzy nie będą mogli wrócić do swoich mieszkań, to najemcy lokalu gminnego wskażemy inne lokum z zasobów gminy.
A co z małżeństwem i panem Maciejem? - Będą musieli znaleźć mieszkania we własnym zakresie - przyznaje rzeczniczka.
