W Opolskiem: mieszkania dwupokojowe cieszą się wzięciem

Pani Aleksandra z Kędzierzyna-Koźla przez kilka lat wynajmowała mieszkanie na os. Piastów. Płaciła blisko 800 złotych miesięcznie. 
– To sporo. Te pieniądze można byłoby przeznaczyć na ratę kredytu i już cieszyć się własnym "M", a nie nabijać kieszeń właścicielowi nieruchomości – przekonuje.

Z wynajmowanego mieszkania na własne M - nie bez problemów

Postanowiła wreszcie zainwestować w trzypokojowe mieszkanie w centrum miasta. – Przy pierwszej rozmowie z analitykiem bankowym okazało się, że dochody moje i męża są wystarczające, byśmy mogli ubiegać się o kredyt hipoteczny. Musiałam tylko skompletować wszystkie dokumenty dotyczące zarobków.

Problemy zaczęły się podczas kolejnej wizyty w banku. Analityk szczegółowo pytał o koszty miesięcznego utrzymania rodziny.
– Przyglądał się także temu, ile mamy kart kredytowych. W końcu okazało się, że jestem klientem obarczonym zbyt dużym ryzykiem i odmówiono mi kredytu na zakup mieszkania.

Zdaniem agenta nieruchomoście nie jest dobrze

Katarzyna Metyk z kędzierzyńskiego biura Top Nieruchomości potwierdza, że sytuacja na rynku nie jest najciekawsza. – Miałam niedawno atrakcyjne mieszkanie, na które było pięciu chętnych. Każdy z nich chciał sfinalizować transakcję, ale wszyscy otrzymali odmowną odpowiedź z banku, jeśli chodzi o udzielenie kredytu hipotecznego - mówi Katarzyna Metyk.

W związku z kryzysem gospodarczym maleją ceny mieszkań. To jedyny sposób, by zwabić klienta. Niestety niewystarczający, żeby sfinalizować transakcję.
– Jeszcze kilka miesięcy temu miałam w ofercie mieszkanie dwupokojowe za 140 tysięcy złotych. Dziś ten sam lokal jest już po 110 tysięcy złotych – przyznaje Katarzyna Metyk. – Do niedawna średnia cena za metr mieszkania na rynku wtórnym w Kędzierzynie-Koźlu wynosiła około 2,5 tysiąca złotych. Dziś część lokali sprzedaje się już po 1,7 tysiąca złotych za metr.

Średnia cena mieszkań na rynku wtórnym w Opolu to 3700 zł/m2. Arkadiusz Mykita z opolskiego biura Nieruchomości Ardom przyznaje jednak, że nie wszyscy sprzedający pogodzili się z tym, że mamy kryzys i nie chcą obniżać cen.
– Rozumiemy to, że nie chcą się tanio pozbywać swoich nieruchomości, ale trzeba być elastycznym – zaznacza Arkadiusz Mykita. Jak tłumaczy, coraz więcej klientów przychodzi po kupno mieszkania z własną gotówką a nie umową kredytową. – Ludzie mają pieniądze, likwidują lokaty, chcą wreszcie zainwestować swoje oszczędności – tłumaczy.

Obecnie największym wzięciem cieszą się niewielkie, dwupokojowe mieszkania. – Co nie oznacza, że nie szukają też dużych lokali, w centrum miasta. Liczą jednak na okazyjną cenę – podkreśla agent biura nieruchomości Ardom.

Pomimo trudnej sytuacji na rynku kredytowym, klienci wciąż bywają kapryśni. – Oczekują przede wszystkim dobrej lokalizacji. Najbardziej pożądane oferty to teraz dwupokojowe mieszkanie z balkonem, w centrum miasta – opisuje wymagania klientów Daniela Figurska-Borska, właścicielka biura Inwestdom. – Kupując mieszkanie chcą mieć dobry dostęp do infrastruktury komunalnej, pytają m. in. o bliskość przedszkola.

Z kolei w Nysie najlepiej sprzedają się kawalerki. – To prawda, ze klienci mają teraz mniej pieniędzy. Zakup nieruchomości planują jednak bardzo starannie. Pytają o to, jaka będzie wysokość czynszu, a także czy jest dostęp do miejskiej sieci ciepłowniczej. Unikają mieszkań z ogrzewaniem elektrycznym, bo ich użytkowanie może być w przyszłości drogie - usłyszeliśmy w agencji nieruchomości Arkadia z Nysy.