Przeżywamy horror, gdy tylko wiatr zawieje. Kiedy kilkanaście dni temu przeszła trąba powietrzna przez Ciechocinek i Nieszawę, uciekaliśmy z domu, bo lipy trzeszczały tak, jakby miały na nas runąć - opowiada Waldemar Bordon.
Posesja przy ul. Narutowicza. Nowy piękny dom, jeszcze nie zamieszkały, a tuż za płotem dwie ogromne stare lipy, między nimi garaż rodziny Skrzyńskich. Tylko garaż, bo Skrzyńscy mieszkają w bloku, na innej ulicy. Działkę kupili od miasta w latach 90-tych. Myśleli się tu budować, ale okazało się, że na działce znajdują się resztki fundamentów kościoła ewangelickiego. Nie do ruszenia. Chyba, że dynamitem. A jak wysadzać, gdy wokół domy? Więc zamieszkali w bloku, a tu mają tylko garaż.
Bordonowie pobudowali dom w miejscu starego, drewnianego. Gdy stanął, zaczęli bać się lip u sąsiadów. Faktycznie stoją blisko, może ze trzy metry od domu. Gdyby jaka runęła... lepiej nie myśleć. A wyglądają tak, zwłaszcza jedna, że wystarczy silniejszy wiatr i może dojść do nieszczęścia. Wielkie pęknięcia w korze ukazują pusty pień w środku.
- Próbowaliśmy rozmawiać z sąsiadem, po ludzku, ale się uparł. Mówi, że jego działka, jego drzewa - opowiada Bordon. Maria Skrzyńska, współwłaścicielka działki z lipami twierdzi, że prób rozmów nie było. I dziwi się. -To nie widzieli tych drzew, gdy budowali dom? Zaczęli szaleć, gdy już stanął - dodaje.
Bordon udał się do magistratu. Mówi, że burmistrz napisał mu zgodę na wycinkę lip. Tyle, że ta zgoda nic nie jest warta, bo właścicielami działki z drzewami są Skrzyńscy i tylko oni mogli wystąpić o zezwolenie na wycinkę. Toteż Skrzyńscy odwołali się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Burmistrz MarianTołodziecki przyznaje, że on może co najwyżej prosić Skrzyńskich. Zmusić ich do wycinki nie ma prawa. Maria Skrzyńska zapewnia: - Nie jesteśmy emocjonalnie przywiązani do tych lip, ale nie możemy ich wyciąć bez opinii dendrologów. To podobno jest element pejzażu miejskiego. Dopóki nie będzie jakiejś miarodajnej opinii specjalistów, że należy te drzewa usunąć, nie będziemy ich ciąć. Nie chcemy potem odpowiadać, że zrobiliśmy coś bezprawnie - mówi.
Waldemar Bordon interweniował w Starostwie Powiatowym w Aleksandrowie Kujawskim. Usłyszał, że drzewa stoją na prywatnej działce i tylko właściciel działki może poprosić o pozwolenie wycinki. - A co będzie, gdy drzewa runą na dom Bordonów? Kto odpowie, jeśli komuś coś się stanie? - pytam Piotra Wiśniewskiego, inspektora d.s. zarządzania kryzysowego w Urzędzie Miejskim w Nieszawie. - Za bezpieczeństwo odpowiada burmistrz, ale on nie może nakazać wycinki - pada odpowiedź.
- Za miesiąc mamy się wprowadzać. Będzie z nami mieszkać córka w ciąży. Jak tu mieszkać bez strachu? - pyta Bordon.
