Miasto przyszłości, czyli grunt to pomysłowość

Ewa Wieczorska, Tomasz Biegański
Miasto przyszłości, czyli grunt to pomysłowośćMiasto przyszłości, czyli grunt to pomysłowość
Miasto przyszłości, czyli grunt to pomysłowośćMiasto przyszłości, czyli grunt to pomysłowość Yuya Sekiguchi/flickr
Brak przestrzeni w miastach doskwiera nam coraz bardziej, ale nie jest to nowy problem. Zachodnie aglomeracje już dawno osiągnęły rozmiary, które zmuszały inwestorów i mieszkańców do niekończących się kompromisów.

Brazylia, Dubaj i Abidżan - co łączy te miasta? To metropolie, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie istniały. Budynki, ulice i parki w wymienionych miastach powstawały właściwie od zera. W dużych aglomeracjach tereny zielone to rzadki luksus, zwłaszcza w ich gęsto zabudowanych centrach. Nie tylko w Singapurze, czy też Nowym Jorku, ale i w największych polskich miastach, poszukiwanie alternatywny dla skrawka ziemi staje się testem dla ludzkiej pomysłowości.

Zobacz również: Skąd wzięły się bloki mieszkalne? Weź udział w interesującej lekcji architektury (WIDEO, ZDJĘCIA) 

Miasto przyszłości, czyli grunt to pomysłowość

- Mimo, że brak przestrzeni to kłopot dla architekta i inwestora, wyzwala też dużą kreatywność. - Często architektoniczne koncepcje rodziły się właśnie dzięki ograniczeniom. Dzięki próbom rozwiązania problemów w sposób najbardziej funkcjonalny i ekonomiczny - wyjaśnia Amiego Szmelcman, z paryskiej pracowni Gottesman-Szmelcman Architecture. - Historia zdaje się potwierdzać jego słowa. Gdy okazało się, że wybudowanie mieszkania, zaparkowanie samochodu, czy zasadzenie marchewki wymagałoby co najmniej sporu o miedzę z sąsiadem, a zazwyczaj aneksji jego działki, inwestorzy i mieszkańcy zwrócili oczy ku niebu i ziemi. Poszukiwanie wolnych gruntów zostało zastąpione przez pomysły na konstrukcje podziemne, wykorzystanie dachów i tworzenie coraz wyższych budynków - dodaje Szmelcman.

Na początku był wieżowiec

Kto odcisnął największe piętno na znanym nam krajobrazie współczesnych metropolii, którego znakiem szczególnym stały się imponujące drapacze chmur? William Le Baron Janey - nazwisko, które kojarzy niewiele osób, powinno zostać zapamiętane, wszak człowiek ten, pod koniec XIX wieku, opracował tzw. szkielet chicagowski, czyli stalową konstrukcję, która brała na siebie część ciężaru powstających ścian. Od tego czasu kolejne drapacze chmur w USA - głównie Chicago i Nowym Jorku, zaczęły rosnąć jak grzyby po deszczu. Stwierdzenie "sky is the limit" zyskało bardzo praktyczny wymiar.

Gdy Le Baron Jeney projektował Home Insurance Building - pierwszy nowoczesny wieżowiec - Karl Benz budował dopiero swój pierwszy trzykołowy automobil. Z czasem pojazdy mechaniczne trafiły także pod miejskie strzechy, a urbaniści zaczęli się głowić nad tym, jak je pomieścić w gęsto zabudowanych okolicach. Na prosty, a zarazem rewolucyjny pomysł wpadł Louis Lesser - deweloper, któremu przyszło budować parkingi dla California State University w Los Angeles. Uczelnia ta, nie dysponowała terenem, na którym mogłyby powstać parkingi. Lesser postanowił poszukać miejsc parkingowych... pod ziemią. W ten sposób dał początek podziemnym parkingom, które weszły do kanonu rozwiązań konstrukcyjnych.

Na podziemne parkingi stawia coraz więcej polskich samorządów - budowane pod placami, czy boiskami, mają odciążyć centra takich miast jak Warszawa, Kraków czy Wrocław. Nie sposób też wyobrazić sobie dużych inwestycji mieszkaniowych, pozbawionych takich parkingów. - Podziemny parking jest w tym wypadku ważny m.in. ze względów estetycznych i praktycznych, samochody nie są widoczne z zewnątrz i są chronione przed działaniem warunków atmosferycznych - tłumaczy Sebastian Bieńkowski, menadżer projektu Angel Wawel. - Podziemny parking pozwala też na wybudowanie większej liczby mieszkań, czego w historycznym centrum miasta nie można osiągnąć przez podwyższanie budynku - dodaje Bieńkowski.

Warto przeczytać: Kokony stworzone z naturalnych materiałów. Tak będą wyglądać domy przyszłości? (ZDJĘCIA) 

Drzewa, które sięgają nieba

W przypadku terenów zielonych, szczególny jest przypadek Singapuru - kraju, a zarazem miasta, w którym gęstość zaludnienia jest ponad dwukrotnie większa niż w Warszawie. Nie dziwi więc fakt, iż miejscowi producenci zaspokajają tylko kilka procent lokalnego zapotrzebowania na warzywa. Wydaje się jednak, że znaleziono przynajmniej częściowe rozwiązanie także tego problemu. W kraju, w którym łatwiej o wieżowiec niż o pole uprawne zaczęto hodować rośliny... na pionowych "farmach". Każda z takich farm ma ok. 10 metrów wysokości, a rośliny dojrzewają na kolejnych piętrach, których nachylenie jest regulowane w zależności od nasłonecznienia.

Dach ogrodowy

Mieszkańcy, którzy nie mają szans na własną "trawkę", a marzą o zatroszczeniu się o kilka gałązek i grządek, coraz częściej spoglądają w stronę dachów. Takie rozwiązanie stało się popularne za oceanem. - Dachy są rzadko wykorzystywane, dzięki czemu można je wynająć taniej niż kawałek gruntu - wyjaśnia mi Anastasia Cole Plakias, współzałożycielka Brooklyn Grange Rooftop Farms w Nowym Jorku. - My szukamy dachów, które wytrzymają ciężar farmy. Dzięki temu koszt jej założenia jest niewielki - tłumaczy. W jeszcze lepszej sytuacji są założyciele Hell's Kitchen Farm Project. - Budynek, na którym założyliśmy farmę stanowi własność osób, które zaangażowały się w projekt, a to znacznie obniżyło koszty - mówi Lauren Baccus, reprezentująca Hell's Kitchen. Zdaniem obu kobiet pomysł przeznaczania dachów zyskuje na popularności.

Ogród to nie jedyny pomysł na wykorzystanie powierzchni dachu, przyzwyczailiśmy się również do tego, że na szczycie budynku można umiejscowić także basen. Brak dostępnych lokalizacji i wysokie ceny sprawiają, że właśnie na dachach powstają również... boiska, biura i domy. W takich inwestycjach celują Chińczycy, w mieście Zhuzhou biura dla pracowników agencji nieruchomości powstały na dachu centrum handlowego. Na podobny pomysł wpadł deweloper w Hengyang, który na dachu marketu ulokował całe osiedle luksusowych willi, w tym przypadku jednak budowa okazała się nielegalna i opustoszałe domy zostały zajęte przez mieszkańców przybywających z prowincji.

To też cię zainteresuje: Śpią jak szlachcice. Tak się żyje w prawdziwym dworze (ZDJĘCIA) 

W górę, w dół, na skos?

Mimo, że wolne miejsce w miastach stale maleje, jak dotąd sprytnie znajdujemy przestrzeń tam, gdzie pozornie nawet główka od szpilki nie miałaby prawa się zmieścić. Czy w końcu nasza dobra passa się skończy i dożyjemy czasu, gdy miasta nie pomieszczą już nic więcej? Zdaniem Amiego Szmeclmana los oszczędzi nam takiego dyskomfortu. - Myślę, że jeszcze daleko nam do punktu, w którym problemów z brakiem przestrzeni nie będziemy w stanie rozwiązać. Pomysłowości wystarczy nam na pokolenia - zapewnia. - A jeśli kiedyś miejsce się skończy, mogą nam pomóc nowe technologie, które już dzisiaj zmieniają nasze funkcjonowanie. Urbaniści dostosują wtedy swoje plany do zmian społecznych, nie będą tworzyć megalopolis - kończy Szmeclmana.

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na regiodom.pl RegioDom