Chcielibyśmy pozostawić te mieszkania w naszym zasobie jako przeznaczone na wynajem zgodnie z zasadami, ustalonymi dla TBS-ów jeszcze w latach dziewięćdziesiątych – tłumaczy wiceprezydent Andrzej Meyer. – Miasto nie może być deweloperem, czyli budować mieszkania po to, aby je potem sprzedawać.
Dlatego władze Białegostoku odmówiły sprzedaży mieszkania w TBS jedynemu chętnemu, który do tej pory złożył wniosek. Taką możliwość dają odpowiednie przepisy od 2011 roku.
Poza zgodą władz na taką transakcję, chętny musi jeszcze spełnić wiele innych warunków. Poniesie m.in. koszty wyceny mieszkania, obowiązkowo wpłaci do banku równowartość kredytu, zaciągniętego na jego budowę, opłaci notariusza. I oczywiście zapłaci rynkową cenę mieszkania. Poza tym nie można wykupić mieszkania, jeśli nie upłynęło pięć lat od wydania pozwolenia na użytkowanie budynku.
W przypadku osoby, która chciała wykupić mieszkanie od białostockiego KTBS chodziło o lokal o powierzchni ok. 55 metrów kwadratowych. Jego wartość rynkowa to byłoby około 220 tysięcy złotych. Plus wszystkie obowiązkowe koszty dodatkowe. Transakcja zatem byłaby skomplikowana i nietania.
– Aktualne przepisy są niekorzystne dla najemców, bo droga do wykupu mieszkania jest długa, wyboista i bardzo kosztowna – komentuje adwokat Bartosz Wojda.
Żaden zysk dla gminy
Gdyby lokatorzy wykupowali mieszkania, to tym samym zmniejszałby się majątek spółki. KTBS musiałby też rozliczać się z bankiem z zaciągniętych kredytów, zapłacić podatek dochodowy od sprzedaży i przeprowadzić inne operacje z fiskusem.
Polecamy również:Mieszkania w TBS - dla kogo i ile kosztuje?
– Dlatego takie rozwiązanie nie jest korzystne nie tylko dla najemcy, ani dla spółki – przyznaje Eugeniusz Zysk, prezes Komunalnego Towarzystwa Budownictwa Społecznego.
Dlatego nie tylko w Białymstoku, ale i w całym kraju, TBS-y nie sprzedały jeszcze ani jednego mieszkania.
