Marek i Renata z Opola małżeństwem są od roku. I jak wszyscy młodzi na dorobku, marzą o własnym mieszkaniu. – Niestety, nie stać nas na nie – mówią. – Na razie mieszkamy u moich rodziców, ale to tylko tymczasowe. Chcemy założyć rodzinę, mieć dzieci – dodaje Renata.
Niestety, dziś szanse tej pary na własne „M" są niewielkie. Marek jest mechanikiem samochodowym, zarabia niecałe 2 tysiące złotych na rękę. Ma umowę na czas określony. Renata za pół etatu w supermarkecie miesięcznie dostaje niecałe 1000 zł. Dla banku nie są więc „wartościowymi" klientami. – Jesteśmy za bogaci na socjal, a za biedni, by samodzielnie żyć. Nie wiem, czy się z tego śmiać czy płakać – wzdycha dziewczyna.
Zobacz równieąż: Mieszkania dla młodych osób: problemy z zakupem
Kiedyś szansą dla młodych małżeństw był program „Rodzina na swoim", który zakłada, że rząd przez 8 lat spłaca połowę miesięcznych odsetek od kredytu zaciągniętego na kupno mieszkania. Dziś jednak, jak twierdzą eksperci, ten program istnieje już tylko na papierze.
– 31 sierpnia w życie weszła nowelizacja ustawy. Drastycznie zmniejszono w niej cenę za metr kwadratowy mieszkania, które może zostać objęte dopłatą – tłumaczy Monika Pellar, doradca finansowy opolskiego oddziału Home Broker.
Do tej pory prawie 70 proc. mieszkań z rynku wtórnego (używane) i pierwotnego (nowe) kwalifikowało się do dofinansowania. Po zmianach – zaledwie 10 proc. Przykład: kredyt z dopłatą można dostać na nowe mieszkanie, którego cena za mkw. w Opolu wynosiłaby 3864,01 zł. – Tymczasem deweloperzy najczęściej oferują lokale po 4500 zł za metr kwadratowy – wyjaśnia doradca finansowy.
Na tym jednak nie koniec złych wiadomości. Przez zawirowania na światowych giełdach również o kredyt w popularnym do tej pory franku szwajcarskim trudno.
– Z tej formy kredytowania wycofały się prawie wszystkie banki, a te, które je j eszcze oferują, bronią się przed ich udzieleniem - wyjaśnia Monika Pellar. – Wprowadzają wygórowane wymagania dochodowe: od 15 do nawet 50 tys. złotych netto na gospodarstwo domowe, bądź znacząco podwyższają marże. Nawet do 9 proc. - dodaje.
Niestety, od 2012 roku o kredyt hipoteczny na kupno domu czy mieszkania będzie jeszcze trudniej.
Do końca 2011 banki muszą wprowadzić założenia tzw. rekomendacji „S", której celem jest obniżenie ryzyka kredytowego. – A to w praktyce oznacza spadek dostępności kredytów mieszkaniowych - dodaje Monika Pellar.
Dziś ok. 60 proc. kredytów mieszkaniowych udzielanych jest na okres 30 lat, niektóre nawet na dłużej. – Dłuższy okres kredytowania zwiększa bowiem zdolność kredytową, czyli maksymalną kwotę pożyczki, o którą można się starać – wyjaśnia Monika Pellar.
Zmniejszy się zdolność kredytowa
Po zmianach banki nadal będą mogły udzielać kredytów na 30 i więcej lat, ale maksymalna kwota, o którą będzie można się starać, zostanie obliczona tak, jakby kredyt miał być spłacany tylko przez 25 lat. – A to oznacza, że zdolność kredytowa przeciętnej rodziny obniży się o około 7 proc. – dodaje Monika Pellar.
W praktyce, by bank chciał nam pożyczyć gotówkę, będzie trzeba zarabiać więcej niż teraz. Przykład: osoba samotna, która chce wziąć 200 tys. zł kredytu i spłacać go przez 35 lat, dziś musi zarabiać 2500 złotych netto. Po zmianach już o 200 zł więcej.
Czy dla przeciętnego Kowalskiego oznacza to koniec marzeń o własnym „M"? Niektórzy analitycy zakładają, że po zmianach przepisów na kredyt nie będzie mógł już sobie pozwolić tylko co piąty potencjalny klient.
– W efekcie ilość sprzedawanych kredytów spadnie o 20 proc. – mówi Monika Pellar, ale dodaje: - Kredyty mieszkaniowe są potrzebne, przecież ludzie muszą gdzieś mieszkać. Alternatywą może być zakup tańszego lokum czy kredyt w euro. Mniejsza ilość udzielanych kredytów może też w konsekwencji spowodować spadek cen nieruchomości.
