W niektórych rejonach Polski termometry w dzień wskazują teraz nawet ponad 20 stopni Celsjusza na minusie. Nocą jest jeszcze zimniej. Najbliższe doby zapowiadają się podobne. To dlatego wybrane gminy w kraju wpadły na pomysł: przy przystankach autobusowych, tramwajowych albo na najbardziej uczęszczanych chodnikach pojawiły się koksowniki. Dzięki nietypowym piecom oczekiwanie na autobus czy tramwaj albo – po prostu – maszerowanie po ulicy – staje się chociaż na chwilę ciut przyjemniejsze, bo siarczysty mróz tak bardzo nie daje się nam we znaki. Oczywiście, ogrzewanie rąk nad koksownikiem jest darmowe.
Przenośne ciepło
Te przenośne, niewielkich rozmiarów paleniska, niektórym, zwłaszcza starszym osobom, kojarzą się z okresem stanu wojennego. Wówczas żołnierze i milicjanci dogrzewali się właśnie przy koksownikach. Wtedy kosowniki (przez niektórych nazywane potocznie koksiakami) stały nie tylko na przystankach czy chodnikach, ale też w miejscach, w pobliżu których koczowali bezdomni.
Decyzja należy do gminy
Powrót koksowników nastąpił zimą 2010/2011 roku, ale wtedy jeszcze nie były one tak znane, jak są teraz. To zazwyczaj gminy decydują, gdzie ustawić piecyki. One też dbają o to, żeby w środku nie zabrakło opału. Jest to najczęściej koks, węgiel albo brykiet plus specjalny płyn, który sprawia, że ogień nie gaśnie, za to na dłużej się utrzymuje.
Co się najbardziej opłaca: Ogrzewanie domu gazem, węglem, olejem?
Niektóre gminy wystawiają koksowniki, gdy np. przez 3 lub 5 kolejnych dni temperatura w dzień na dworze wynosi minus 10 stopni lub jest od niej niższa. Są też gminy, gdzie koksowniki działają nie tylko w dzień (np. w godz. 7.00–19.00), ale i przez całą dobę.
Koniec hotelu Marriott w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?