- Moje dzieci wstydzą się tu mieszkać, bo mówią, że w szkole wytykają ich palcami. 8-letnia córka prosi, bym sprowadziła ją ze schodów, gdy wychodzi do szkoły. Boi się, że popijający na korytarzu będą ją zaczepiać - opowiada Joanna Tomkiewicz. - Wszyscy kojarzą nas z takimi sąsiadami.
Blok przy ul. Katowickiej 4 w Żarach nigdy nie cieszył się dobrą sławą. Liczy 24 mieszkania, a na palcach jednej ręki można wyliczyć tych, którzy solidnie płacą rachunki i przestrzegają norm współżycia. Kiedyś był to hotel robotniczy, potem stał się bazą lokali rotacyjnych. Ludzie trafiali tu za karę, wysiedlani z innych mieszkań.
Pani Joanna dostała tam lokum prawie 20 lat temu. Cieszyła się wtedy, że ma dach nad głową. Miała tam zostać tylko na chwilę, póki nie znajdzie czegoś lepszego. Mieszka do dziś. Wiele razy próbowała się zamienić na mieszkanie. Chętnych było wielu, ale już podczas oglądania klatki schodowej wszyscy rezygnowali. Nikt nie chciał tu przyjść nawet z dopłatą. O remont mieszkania, wymianę okien i odgrzybienie ścian nie mogła się doprosić latami.
Czytaj też: Słubice: nie mają balkonów, a muszą płacić za ich remont
Rok temu zrobiła w mieszkaniu generalny remont, oczywiście na własny koszt. - Nie miałam wyjścia, mieszkanie jest szczytowe, podczas ulewnych deszczy po ścianach w środku lała się woda - opowiada. Powodem był dziurawy dach. Odizolowała zaciekającą ścianę, ociepliła styropianem i obudowała ją regipsami. Wilgoć zaczęła wychodzić w kątach pokoju i przy oknach. Do zarządcy wydeptała już prawie ścieżkę, z prośbą o naprawę dachu i elewacji. Za każdym razem bezradnie rozkładał ręce. W końcu poradził jej, by się wyprowadziła, bo na remont nie ma co liczyć.
Ewa Rafałko mieszka obok z mężem w 22-metowej kawalerce. Maluje ją przynajmniej raz w roku. - Grzyb wychodzi na wnękach okien i na ścianach - mówi. - Nie pomaga nawet montaż kratek wentylacyjnych. Ubrania śmierdzą stęchlizną, a my kaszlemy - wytyka kobieta.
W końcu przestała płacić. Bo ma na utrzymaniu studiującą córkę. Pani Joanna poszła jej śladem i też nie płaci. Spłaca pożyczkę, którą wzięła na remont. Lokatorom bloku przy ul. Katowickiej 4 najbardziej doskwiera brak poczucia bezpieczeństwa. W ciągu roku jego mieszkańcy przeszli dwie ewakuację, z powodu pożarów. Raz w piwnicy, a drugim razem w nocy ktoś podpalił kartony na klatce schodowej. Kiedyś nas z dymem puszczą sąsiedzi - mówi J. Tomkiewicz.
Krzysztof Jarosz, prezes ZGM przyznaje, że nie ma na ten rok pieniędzy na wymianę pokryć dachowych, a naprawy realizowane są tylko punktowo. Dla lokatorów z Katowickiej to żadna nowość. Kolejny raz skończyło się na obietnicach.
Czytaj też: Dach do wymiany, czy remontu
