Sejm uchwalił ustawę o odnawialnych źródłach energii

Zbigniew Biskupski (AIP)
Odnawialne źródła energiiSejm uchwalił ustawę o odnawialnych źródłach energii
Odnawialne źródła energiiSejm uchwalił ustawę o odnawialnych źródłach energii 123RF
W głosowaniu nie zostały przyjęte poprawki Senatu, które, na wniosek rządu, miały pozbawić gospodarstwa domowe chcące produkować własną energię prawa do odsprzedaży jej nadwyżki do sieci energetycznej. W ten sposób rząd przegrał w tej sprawie po raz drugi.

Gdy Sejm uchwalał ustawę o Odnawialnych Źródłach Energii (OZE) w styczniu po raz pierwszy, to budzące kontrowersje uprawnienie prosumentów zostało uwzględnione w uchwalonej ustawie jako poprawka posłów. Rządowy projekt ustawy o OZE bowiem go nie przewidywał.

O co chodzi z tym prosumentem

Prosument to taka osoba, która może produkować energię elektryczną nie tylko na własne potrzeby, bez podłączania instalacji do sieci energetycznej, ale dzięki podłączeniu do sieci ma prawo zbywać nadwyżki prądu po określonej cenie i mieć z tego dochód. Prosument może więc osiągać korzyści dwojakiego rodzaju: nie płacąc za prąd i zarabiając na sprzedaży energię, z której skorzystają inni odbiorcy. Co ważne, w tym celu nie musi rejestrować działalności gospodarczej, a więc jest zwolniony z wszelkich formalności jakie dopełniać musi przedsiębiorca.

Oczywiście, wcześniej jednak trzeba zainwestować w zakup instalacji do produkcji energii. Jak każde przedsięwzięcie, taka inwestycja musi dawać prosumentowi korzyści. W przypadku zaangażowania w nie pieniędzy z domowego budżetu ważna jest nie tylko kalkulacja doraźnych korzyści, ale i gwarancja stabilności. Tę ma dać zawarta w ustawie gwarancja stałych cen zakupu energii z takich mikroinstalacji w ciągu najbliższych 15 lat. Dzięki temu można będzie policzyć czy w ogóle warto wydać kilkanaście tysięcy zł, by w takim okresie czasu inwestycja nie tylko się zwróciła (prąd na własne potrzeby bez płacenia rachunków operatorowi plus zarobek na nadwyżkach).

Według pierwotnych założeń do ustawy zielona energia produkowana w rozproszonych źródłach, wykorzystujących słońce, wiatr czy biogaz rolniczy miała być wspierana przez system dopłat. Niestety, projekt ten upadł. Nie oznacza to, że prosumenci rozpoczynający takie przedsięwzięcie będą zdani wyłącznie na własne zasoby finansowe. Ciężar wsparcia został przesunięty na preferencyjne pożyczki i kredyty, które będzie można wziąć w banku, a Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej sfinansuje część ich kosztów. Środki finansowe są już gotowe i na dużą skalę będą uruchomione po wejściu w życie ustawy o OZE.

Przyjęta przez Sejm ustawa zawiera też istotne ograniczenie. Dla mikroinstalacji do 3 KW gwarancja stałej ceny przez najbliższe 15 lat dotyczy tylko mocy 300 MW. Oznacza to, że zapewnią ją sobie ci, którzy zmieszczą się w grupie pierwszych 100 tys. prosumentów przystępujących do tego programu.
Poza tą kategorią przewidziana została jeszcze podobna 15-letnia gwarancja dla instalacji z zakresu odnawialnych źródeł energii o mocy do 10 KW, ale takie przedsięwzięcia wymagają już zainwestowania znacznie większych środków. Oczywiście można je zrealizować grupowo, np. w spółdzielni czy wspólnocie mieszkaniowej.

Co prawda rząd na tym nie planuje zamknąć programu domowych instalacji zielonej energii. Gdy limit się wyczerpie może gwarancją stałych cen objąć następną grupę gospodarstw domowych. Jednak cena za energię, na którą otrzymają gwarancję może być już odpowiednio niższa.

Rząd: własny prąd – tak, byle nie na sprzedaż

Rząd nie chce wspierać produkcji energii przez gospodarstwa domowe, bo przez to sprzedaż węgla spadłaby o 5 mln ton rocznie. I rząd robi wszystko, by zmarginalizować rolę gospodarstw domowych. I bynajmniej nie ukrywa dlaczego. Marek Woszczyk, obecnie prezes PGE, w ubiegłym tygodniu w liście przesłanym senatorom pracującym nad poprawkami do ustawy o OZE, wyłuszczył bez ogródek: upowszechnienie przydomowych mikroinstalacji energetycznych to mniejsze o 5 mln ton rocznie zapotrzebowanie na węgiel w Polsce.

Ustępując lobby węglowo-energetycznemu, a pod presją zobowiązań wobec UE, rząd chciałby, by Polacy ostatecznie produkowali energię elektryczną w małych instalacjach, ale wyłącznie na własne potrzeby. A Polacy, wzorem niemieckich czy brytyjskich właścicieli domów, chcieliby dzięki mikroinstalacjom nie tylko zaoszczędzić na energii, ale i na niej zarabiać. Przy czym nikt nie myśli o kokosach, ale o dorobieniu kilkuset złotych miesięcznie. Z badań przeprowadzonych w ubiegłym roku wynika, że najbardziej przydomowymi instalacjami energetycznymi są zainteresowane gospodarstwa domowe o dochodach 2,5-4 tys. zł miesięcznie. Co piąta taka osoba gotowa jest zainwestować na zbudowanie mikroinstalacji 10 tys. zł.

Zdaniem rządu, kontrowersyjna poprawka do ustawy o OZE dająca prosumentom 10-letnią gwarancję ceny energii to wydatek z budżetu państwa w wysokości 350 mln zł. Ale czy wyłącznie wydatek. Energia wytwarzana w mikroinstalacjach w całości jest spożytkowana na miejscu lub w najbliższej okolicy. Tymczasem wskutek przestarzałych sieci przesyłowych w Polsce aż 6-7 proc. produkowanej u nas energii elektrycznej wynoszą straty na jej „transporcie". I to jest dodatkowy argument na to, że poselska poprawka jest racjonalna; generuje korzyści, a nie wydatki. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na regiodom.pl RegioDom