
Ciasnota
Czekasz 20 lat na przydział mieszkania, wreszcie się wprowadzasz i... od tej pory gnieździsz się z całą rodziną w maleńkiej klitce. Niewystarczający metraż był jedną z głównych bolączek PRL-owskich mieszkań. Żeby jakoś funkcjonować, trzeba było ratować sytuację rozwiązaniami takimi jak oszczędzające miejsce pawlacze i półkotapczany.

Nieszczelne okna i krzywe ściany
Dzięki technologii wielkopłytowej bloki za PRL-u można było składać z części na placu budowy. Problem pojawiał się w momencie, gdy fabryka płyt lub budowniczowie popełnili fuszerkę. Źle wykonane lub zmontowane segmenty dawały w efekcie budynki z krzywymi ścianami (które nieraz pękały) i nieszczelnymi oknami. O możliwości zażądania poprawek nie było oczywiście mowy.

Absurdalnie podzielone mieszkania
Krótko po drugiej wojnie światowej sytuacja mieszkaniowa w Polsce była wprost tragiczna. Jednym z doraźnych rozwiązań, jakie wtedy zastosowano, było dzielenie dużych przedwojennych mieszkań na kilka mniejszych. Efekty nieraz były absurdalne – niektórzy do dziś mieszkają w długich, ciemnych lokalach złożonych głównie z korytarza albo takich, w których wszystkie pokoje są przechodnie.

Ściany, przez które słychać wszystko
Jedną z wręcz legendarnych wad bloków z wielkiej płyty jest kiepska akustyka – w wielu budynkach sąsiedzi słyszą się nawzajem przez ściany i sufity. Czasem przez mury przebijają się nawet tak ciche dźwięki jak normalna rozmowa, upuszczona łyżka czy spuszczana w toalecie woda. Warto dodać, że problem nie zniknął wraz z PRL-em – zbyt cienkie ściany zdarzają się także w nowym budownictwie.