
Nawiedzone laboratorium kontra naukowiec
W latach 80. Vic Tandy, brytyjski inżynier, pracował w pewnym laboratorium, gdzie jedno z pomieszczeń uchodziło za nawiedzone. Podczas przebywania tam Tandy często doświadczał uczucia lęku i przygnębienia, zalewał go zimny pot, a na skraju pola widzenia ukazywała się niewyraźna postać, która znikała, kiedy próbował na nią spojrzeć. Inżynier odkrył jednak, że problemem wcale nie były duchy.

Któregoś dnia Tandy, zapalony szermierz, polerował swoją szpadę w laboratorium, kiedy zauważył, że wibruje ona w imadle, którym ją unieruchomił. Odgadł wtedy, że w pomieszczeniu mogą występować infradźwięki.
Miał rację – niskie, niesłyszalne wibracje wytwarzał jeden z wentylatorów. Jak ustaliły badania, infradźwięki o częstotliwości ok. 19 Hz mogą powodować objawy takie jak lęk, dreszcze i wrażenie, że w pomieszczeniu ktoś z nami jest.

Budynki wywołujące omdlenia i mdłości
Pod koniec lat 70. lekarze m.in. w Danii i Wielkiej Brytanii zauważyli nowe zjawisko: nietypowe objawy zgłaszane przez osoby często przebywające w nowych budynkach. Chorzy skarżyli się m.in. na bóle i zawroty głowy, trudności z oddychaniem, mdłości, omdlenia oraz szybkie przemęczanie się.
W końcu ustalono, że przyczyna złego samopoczucia faktycznie tkwi w samych domach i biurach. W 1986 r. Światowa Organizacja Zdrowia nazwała to „syndromem chorego budynku”.

Syndrom chorego budynku wywołuje częste przebywanie w słabo wentylowanych pomieszczeniach o złej jakości powietrza. Mogą na nią wpływać zanieczyszczenia takie jak dym papierosowy, opary farb i lakierów, drobnoustroje w powietrzu, pleśń oraz smog.
Na przestrzeni lat skala problemu bardzo się zmniejszyła, m.in. na skutek zmian technologicznych i prawnych (wyższe wymogi czystości powietrza, lepsze systemy wentylacyjne) oraz przemian społecznych (odejście od palenia w biurach i domach). Przypadki syndromu chorego budynku nadal mogą się jednak zdarzać.