
Dzika reprywatyzacja
Nielegalne przejmowanie mieszkań na masową skalę rozpoczęło się w Polsce w latach 90., a nasiliło się szczególnie w dwóch kolejnych dekadach. Przestępcy posługiwali się sfałszowanymi dokumentami, by udowodnić, że są spadkobiercami osób, którym w czasach PRL państwo odebrało nieruchomości. „Odzyskane” w ten sposób działki i budynki oszuści szybko sprzedawali kolejnym podstawionym osobom, by utrudnić śledztwo. Szczególnie głośne tego typu przypadki odnotowano w Warszawie, Krakowie i Łodzi.

Podszywanie się pod właściciela
To oszustwo nie kończy się utratą mieszkania, ale można stracić sporo pieniędzy. Przestępcy przy użyciu sfałszowanych dowodów osobistych i innych dokumentów podszywają się pod właścicieli mieszkań i sprzedają ofiarom lokale, do których nie mają żadnych praw. Po otrzymaniu pieniędzy znikają bez śladu, a „nabywca” odkrywa, że został z niczym. Przestępstwo to jest trudne do wykrycia – laik nie jest w stanie odróżnić fałszywego dowodu od prawdziwego, ale udaje się to czasem notariuszom.

Do celu po trupach
W październiku 2021 r. w Kołobrzegu ruszył proces seryjnego mordercy, który w ciągu kilku lat zabił tam trzy kobiety, by przejąć ich mieszkania na własność. Jak ustalił 24kurier.pl, zabójcy pomagały cztery inne osoby, które m.in. zacierały ślady, przechowywały skradzione przedmioty oraz podszywały się pod ofiary u notariusza, by dopełnić formalności. Cała grupa zarabiała na sprzedaży tak zdobytych nieruchomości oraz wyłudzaniu ubezpieczeń i kredytów.