Poszkodowana nie chce ujawniać swojego imienia i nazwiska. Marzyła o drewnianym domu. Miała za niego zapłacić105 tys. zł. Ofertę znalazła w internecie - firma Baltic House miała swoją siedzibę w Sępólnie przy ul. Przemysłowej. Za 105 tys. zł obiecywano postawić dom pod klucz.
- Miało być tanio, bo jako pierwsza w Sępólnie miałam mieć taki dom i w razie potrzeby przez pięć lat udostępniać innym chętnym, żeby go obejrzeli - mówi sępolanka. - Umowę podpisałam 14 marca2011 roku. Dzień później miałam wpłacić pieniądze i zrobiłam to.
Poszkodowanej zależało na czasie. Chciała mieć swoje miejsce na ziemi, dodatkowo skusiła ją niska cena. - Powinnam pomyśleć i od razu przestrzegam innych, żeby sprawdzali firmy, z którymi podpisują umowy - ostrzega sępolanka. - Ja widziałam już swój dom, bo na miejscu powstawały części. Niestety - firma nie zapłaciła wykonawcom, a ja zostałam na lodzie.
Czytelniczka twierdzi, że dość szybko zorientowała się, że coś jest nie tak. - W pewnym momencie zorientowałam się, że osoba, która podawała się za szefa, nie jest tą, z którą podpisywałam umowę - mówi.
Jak podkreśla sępolanka, naiwnie wierzyła wzapewnienia pracowników. Regularnie też odwiedzała zakład przy ul. Przemysłowej. - Później okazało się, że nie jestem jedyną poszkodowaną, bo znalazłam ludzi ze Szczecina i Tczewa. Wiem też, że jest jeszcze jedna osoba w Sępólnie, ale ona nie chce się absolutnie ujawniać - dodaje i przyznaje, że zwyczajnie wstydzi się swojej naiwności. - Na początku czułam bezsilność, ale póki będę żyła, nie odpuszczę ludziom, którzy mnie oszukali. Nie mają serca ani sumienia, muszą za to odpowiedzieć.
Poszkodowana zgłosiła sprawę do prokuratury.
Dyrektor Baltic House Artur Zieliński przyznaje, że podpisał umowę z sępolanka, zlecił wykonanie projektu i dostał od niej pełnomocnictwa. - Dostaliśmy dziennik budowy, zrobiliśmy ławy, ale okazało się, że brakuje jednego dokumentu - zgłoszenia o rozpoczęciu prac - mówi Zieliński. - Musi je podpisać inwestor. Nawet mając pełnomocnictwo, nie mogliśmy tego zrobić. Pani oświadczyła, że tego nie podpisze. Cały dom stoi i czeka na montaż. Na podpis czekamy do dziś. Rozmawiał z nią nasz pracownik, który jest pastorem. Próbował przekonać, że brak podpisu blokuje nam budowę, ale to nic nie dało.
Jak twierdzi Zieliński, znalazł klienta na działkę i dom, ale ze sprzedaży nic nie wyszło. Zapewnia, że chciał się dogadać z inwestorką. Nie ukrywa też, że pojawiły się problemy z firmą. - Ja, mój ojciec i jeszcze jedna osoba zrodziny wyglądamy podobnie, jesteśmy murarzami, często chodzimy w roboczych ciuchach i stąd mogą wynikać pomyłki. Nie jesteśmy firmą krzak, zatrudnialiśmy 120 ludzi, chcieliśmy zainwestować w kamieniarstwo, ale pojawiły się problemy - mówi. - Wydaliśmy 2 mln na leasing maszyn, ale okazało się, że musimy mieć pozwolenie na budowę, bo nie możemy ich zamontować w tych halach, które mamy. Złożyliśmy dokumentację o pozwolenie, czekaliśmy dwa lata. Wszystko stanęło. Zgodę dostaliśmy dopiero dwa miesiące temu i uruchamiamy produkcję. To wszystko pociągnęło za sobą koszty.
Zieliński zapewnia, że na wszystko ma dokumentację. - Jestem w stanie udowodnić swoje słowa - mówi. - Nie jestem oszustem.
Sępolanka twierdzi natomiast, że to wyjaśnienia przedsiębiorcy mijają się z prawdą, co może udowodnić przed sądem. Uważa też, że tłumaczenie się kłopotami z uzyskaniem pozwoleń budowlanych jest po prostu niestosowne.
Koniec hotelu Marriott w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?