MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szupaśnicy, czyli niepoprawni rewertenci

Redakcja
Gminom przysługiwało prawo odesłania do miejsca przynależności uciążliwych przybyszów. Z reguły postępowano tak z żebrakami i włóczęgami.

Michał Kozioł

Michał Kozioł

Gminom przysługiwało prawo odesłania do miejsca przynależności uciążliwych przybyszów. Z reguły postępowano tak z żebrakami i włóczęgami.

   Powszechnie wiadomo, że krakowianie dumni są ze swojego miasta. Z pewnością jest też w Krakowie kilka rzeczy oraz osób niezwykłych i szeroko znanych, ale można także znaleźć niezwykłe fakty i sprawy dziś zupełnie zapomniane.
   Warto przypomnieć niektóre z nich. Któż dziś na przykład pamięta, że kiedyś stacya krakowska największą po wiedeńskiej stacyą szupasową w krajach austriackich _była?
   Aby należycie ocenić powyższy cytat, notabene pochodzący z pisma krakowskiego magistratu do Wydziału Krajowego we Lwowie, trzeba przypomnieć, czym był _szupas _i kim byli _szupaśnicy.

   Prawo austriackie znało pojęcie przynależności do gminy. _Dziedziczyło się ją po rodzicach, albo uzyskiwało w drodze specjalnej uchwały rady gminnej. Każdy więc obywatel powinien być przynależny do jakiejś gminy. Potrzebna ona była choćby po to, aby niepożądanego lub uciążliwego obcego można było odesłać do miejsca przynależności. Taką podróż pod policyjnym konwojem nazywano _odszupasowaniem _lub odesłaniem _szupasem. _Odsyłana osoba w oficjalnych dokumentach nazywana była _szupaśnikiem.
   Gminom przysługiwało prawo odesłania do miejsca przynależności uciążliwych przybyszów. Z reguły postępowano tak z żebrakami i włóczęgami. Warto tu przypomnieć, że kandydatem na szupaśnika był Jarosław Haszek. Przyszły autor "Przygód dobrego wojaka Szwejka", wówczas dwudziestoletni urzędnik praskiego banku "Slavia", został w czasie wakacyjnej wędrówki zatrzymany w Krakowie pod zarzutem włóczęgostwa. Groziło mu odszupasowanie do gminy Mydlowary pod Czeskimi Budziejowicami, gdyż tam przynależna była rodzina Haszków, bowiem ojciec pisarza nie dopełnił formalności związanych z uzyskaniem przynależności do miasta Pragi. Zanim sprawa się wyjaśniła, młody bankowiec przesiedział kilka dni w krakowskim areszcie. Efektem tych doświadczeń jest opowiadanie zatytułowane "Wśród włóczęgów". _Zostało ono przetłumaczone na język polski przez Stefan Dębskiego i zamieszczone w tomie opowiadań zatytułowanym "Wędrówki z Jarosławem Haszkiem."
   Dla sprawniejszego _odszupasowywania _i ułatwienia pracy konwojentom utworzone zostały _stacye szupasowe, _a krakowska - jak wyżej wspomniano - była drugą co do wielkości w krajach austriackich. Odsyłany pod konwojem delikwent wędrował więc od stacji do stacji, aż w końcu trafiał do rodzinnej miejscowości. Po drodze zmieniali się towarzyszący mu konwojenci, a raczej _konwojanci, _tak bowiem w oficjalnych dokumentach nazywano towarzyszących _szupaśnikom _funkcjonariuszy.
   _Odszupasowym _osobom przysługiwało w czasie podróży nie tylko wyżywienie, lecz także odzież. Właśnie sprawa odzieży stała się przyczyną wieloletniej kontrowersji pomiędzy świetnym magistratem stołecznego królewskiego miasta Krakowa a prześwietnym Wydziałem Krajowym we Lwowie. Wiosną roku 1898 władze krajowe zwróciły uwagę na zbyt wysokie, ich zdaniem, kwoty wydawane w Krakowie na odzież i obuwie dla _szupaśników _i zażądały wyjaśnień. Nie były to pretensje nieuzasadnione. Dane z roku 1897 mogły rzeczywiście budzić niepokój. Koszty _przyodziania _w Krakowie wyniosły 2 505 złotych reńskich i 8 centów, zaś we Lwowie tylko 493 złote reńskie i 41 centów. Miał więc Wydział Krajowy pełną rację, pisząc: _Lwów właściwie powinien wydawać więcej szupaśników aniżeli Kraków - jest bowiem ludniejszy, leży w centrum kraju, ma więcej sieci kolejowej, w końcu mieści w sobie zakłady karne dla zbrodniarzy i zbrodniarek….

   Analiza dokumentów przeprowadzona przez lwowskich ekspertów wykazała niezbicie, iż__niektórzy szupaśnicy w Krakowie otrzymywali odzież nawet po 6 razy w jednym roku. Aby zaradzić takiemu karygodnemu marnotrawstwu, zalecono, po pierwsze, oszczędne wydawanie odzieży, po drugie - odbieranie wydanego obuwia i przyodziewku po dostarczeniu delikwenta lub delikwentki na miejsce przeznaczenia. Zalecano wręcz ograniczenie ubrania w porze letniej do niezbędnego, wymaganego przez przyzwoitość minimum. Sugerowano również całkowite zrezygnowanie latem z wydawania obuwia. Sugestie te, choć z pewnością dyktowane wyłącznie troską o stan kasy, pozostawały w jawnej sprzeczności z przepisami ściśle określającymi normy odzieży, jaka przysługuje szupaśnikom. _I__tak mężczyzna odsyłany zimową porą, czyli od 1 listopada do końca kwietnia, powinien otrzymywać: _krótką burkę z haliny lub sieraka, spodnie, czapkę czyli okrycie głowy z haliny lub sieraka. _Porą letnią, czyli od 1 maja do końca października, przysługiwały: "_krótka burka z drelichu lub plutnianki (!), spodnie z drelichu, czapka lub kapelusz słomiany. Bez względu na porę roku należały się koszula z grubego płótna lub drelichu, gatki z drelichu, trzewiki skórzane. Była także norma określająca, jaka odzież przysługuje odsyłanym do miejsca przynależności niewiastom. Tylko wybitni znawcy epoki wiedzą dziś, jak wyglądały sierak i halina. Jedno jest pewne, nie były to materiały pierwszorzędne.
   Zalecane przez władze krajowe odbieranie wydanej odzieży było zdaniem krakowskiego magistratu absolutnie niemożliwe. Sformułowano to stanowczo w piśmie z 17 lipca 1903: O tem zaś, by konwojanci mogli wydaną szupaśnikom odzież przynosić napowrót w większości przypadków ani mowy być nie może bo szupaśnik, odstawiony do następnej stacji, potrzebuje odzieży do dalszej podróży. Dałoby się to tylko wówczas uskutecznić, gdy konwojant tutejszy odstawia szupaśnika do miejsca przeznaczenia, ale i wtedy sprawa napotyka na wielkie trudności, ponieważ naczelnicy gmin, tłumacząc się tem, że nie mają szupaśników w co ubrać, nie pozwalają konwojantom zabrać odzieży, wydanej przez tut. stacyę szupasową.
   Można podejrzewać, że sami "konwojanci" nie przejawiali specjalnej ochoty do rozdziewania niepoprawnych rewertentów, _tak bowiem nazywano przed stu laty uciążliwych włóczęgów. Nieskuteczna okazywała się nawet perspektywa specjalnej premii wypłacanej za każdą przyniesioną z powrotem sztukę przyodziewku.
   Krakowski magistrat odpierał zarzut o zbyt liczne i zbyt kosztowne _odszupasowywanie
argumentem, iż samo położenie geograficzne Krakowa wpływa na liczbę szupaśników. _Kraków bowiem leżał w pobliżu granicy pruskiej i rosyjskiej i na drodze z reszty krajów monarchii do Galicji, wszystkie zatem osoby, szupasowane z Prus, Rosji i krajów austro-węgierskich, przechodzą przez Kraków, gdzie bardzo często muszą otrzymywać, jeżeli nie całe, to przynajmniej pewne części ubrania.
   Wymiana pism między władzami krakowskimi i krajowymi w sprawie kosztów _szupasu
trwała przez wiele lat. Kontynuowano ją jeszcze w czasie trwania I wojny światowej, choć wtedy pojawiły się przecież już zupełnie inne, o wiele ważniejsze problemy.
   Wśród obfitej korespondencji na szczególną uwagę zasługuje z pewnością pismo, jakie do krakowskiego magistratu wysłał w styczniu roku 1899 zarządca miejskich aresztów pan Byczkowski. Magistrat naciskany przez lwowski Wydział Krajowy zażądał od niego wyjaśnień w kwestii, dlaczego ciągle wzrasta liczba osób odsyłanych z Krakowa. Odpowiedział więc pan Byczkowski takimi oto - cytowanymi z zachowaniem oryginalnej pisowni i interpunkcji - słowy: z mojej …16 to letniej praktyki mogłem nabrać przekonania, że zło to pochodzi z kompletnego braku w narodzie tutejszej okolicy karności, wstrętu do pracy, a chęci do dobrego a lekkiego życia i że młodsze pokolenia, opuszczają wsie, a cisną się do miasta celem poszukiwania służby lub lżejszego zarobkowania, a nieznalazłszy takowych, z braku odpowiedniego wyżywienia oddają się początkowo drobnej a coraz większej kradzieży, opilstwu, awanturom, ohydnej rozpuście, a władza bezpieczeństwa dla chwilowego oczyszczenia z tej plagi miasta jedyną ma broń w szupasowaniu tych indywiduów do gmin__przynależnych i tym tylko sposobem broni miasta i mieszkańców od tej plagi… obecny system karny karania ich przez CK sądy aresztem wcale ich nieodstrasza, owszem nabierają tam siedząc gromadnie, a bezczynnie, większej wprawy do złego.
   Jak widać, zarządca krakowskich aresztów z końca XIX stulecia nie tylko bardzo nisko oceniał walory moralne mieszkańców podkrakowskich wsi, lecz także nie wierzył w resocjalizacyjną misję miejsc odosobnienia.

od 7 lat
Wideo

Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski